Po dość długiej
nieobecności w blogosferze, wracam do pisania. Tylko nie wiem, od czego zacząć!
Tyle się dzieje, życie w MUWCI jest naprawdę intensywne i piękne.
9 października
opuściłam campus (i byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa, naprawdę
potrzebowałam przerwy w całym tym trzecio semestralnym szaleństwie) i razem z
13 innymi uczniami (sami pierwszoroczni) i dwoma nauczycielami (Cary z Jamajki
– ten co skończył UWC w Walii, nie zdał matury (podobno), a potem pracował dla
ONZ, i Harendra, mój nauczyciel hindi) wyruszyliśmy w 20-godzinną podróż
pociągiem do Chennaju, w stanie Tamil Nadu (południowo-wschodnie Indie), gdzie
przez kolejny tydzień mieliśmy mieszkać z krokodylami, wężami, żółwiami i
innymi dziwnymi istotami. Po dotarciu do rezerwatu dało się wyczuć nie tylko
zapach krokodylich odchodów, ale także zakradającego się strachu…
Zaraz! Co? Ula w
rezerwacie z krokodylami?! Coś tu jest nie tak… Dobrze rozumujecie. Otóż
postanowiłam wyjść z mojej strefy komfortu i zrobić coś, czego nigdy w życiu
bym nie zrobiła. Co tam łażenie po Himalajach czy skakanie do wodospadów w
dżungli – to są przygody bardzo w moim stylu i można by się spodziewać, że
kiedyś na pewno coś takiego zrobię. Ale żeby mieszkać z krokodylami i wężami?!
Nigdy w życiu!!! Zatem postawiłam sobie wyzwanie i stanęłam twarzą w twarz z
moim największym strachem, kiedy zdecydowałam, że na mój Project Week w tym
roku pojadę do Madras Crocodile Bank Trust (Center for Herpetology).
W dużym skrócie
co robiliśmy przez tydzień: mieliśmy prezentacje (teoria jest ważna, np. wiem
jaka jest różnica między krokodylem i aligatorem, albo między turtle a tortoise
– w angielskim to dwa zupełnie różne słowa, po polsku mówi się zwyczajnie:
żółw), szukaliśmy węży w polu o 5 nad ranem (ugh, łaziliśmy przez 4 godziny bez
śniadania! Znaleźliśmy 5 węży, w tym 3 jadowite, jeden kolega został pokąsany
przez węża 2 razy (przez tego samego, na szczęście był nie jadowity), oglądaliśmy
kamienie krokodyli (w tym Jaws III (dosłownie: Szczęki III) – największego krokodyla
w Indiach (w niewoli)); karmiliśmy krokodyle (to nie taka prosta praca:
musieliśmy nosić, a następnie wrzucać w sumie 700kg mięsa); wyrywaliśmy chwasty
z grządki, gdzie rośnie taka jedna roślina, którą żywią się żółwie, a następnie wrzucaliśmy kompost, żeby lepiej
rosła; sprzątaliśmy wybiegi dla krokodyli z krokodylej kupy (bardzo
niebezpieczna robota: wchodzi się do takiego wybiegu, gdzie jest 420 krokodyli
i jest tylko jeden „odganiacz” który ma ze sobą jedynie długi dwumetrowy kij,
który ma ci zapewnić bezpieczeństwo, kiedy jesteś w zagrodzie z ponad 400
krokodylami); sprzątaliśmy jedną krokodylą zagrodę (były tam 2 duże krokodyle i
jak zaczynały się ruszyć, „odganiacz” krzyczał mocnym głosem „hej!”, jakby to
miało je zatrzymać… Więc krokodyle tam były,
a my w tym samym czasie musieliśmy ścinać drzewa, grabić liście, wyrywać
chwasty, a potem szorować (tak, szorować, dużą szczotką) basen, z którego
została spuszczona woda i z którego usuwaliśmy błoto – myślę, że nawet moja
wanna nigdy nie doświadczyła takiego szorowania); przekładaliśmy mini żółwie i
mini krokodyla z akwarium, żeby mogli sobie poleżeć na słońcu; projektowaliśmy interaktywne
znaki dla ZOO (przykład znaku, który znajduje się w ZOO: znak w formie pudełka,
powyżej napis: „Otwórz, jeśli chcesz zobaczyć najniebezpieczniejsze zwierzę na
świecie”, w środku jest lustro); uczyliśmy się rozróżniać żółwie na podstawie
skorup (nie pytajcie mnie, żebym to zrobiła. Bez klucza ani rusz!); robiliśmy
strachy na wróble dla ZOO ze śmieci walających się dookoła (ptaki, które wyjadą
mięso przygotowane dla krokodyli są dość dużym problemem); oglądaliśmy
ekstrakcję jadu z węży; karmiliśmy stuletnie żółwie i czyściliśmy ich basen;
szukaliśmy nietoperzy podczas wieczornych spacerów; oprowadzaliśmy wycieczkę
indyjskich dzieciaków po ZOO. Poza tym, odwiedziliśmy jedną wioskę, gdzie też
szukaliśmy węży (ale wtedy nic nie znaleźliśmy) i uczyliśmy się o roślinach
leczniczych i jak robi się z nich różne proszki (przy okazji sitkowałam pieprz
i mnóstwo innych proszków, po godzinie ledwo mogłam oddychać).
Czego się
nauczyłam? Na pewno dużo o zwierzętach, które widziałam na co dzień i w pobliżu
których mieszkałam. Sporo dowiedziałam się o ZOO, jak działa, jak wszystko
funkcjonuje – w życiu nie miałam pojęcia, że codziennie ktoś musi czyścić
wybiegi z krokodylej kupy. To bardzo pokorna praca i ludzie którzy to robią i
poza tym są pełni pasji i entuzjazmu kiedy opowiadają o zwierzętach, mają mój
całkowity szacunek. Poza tym, spotkaliśmy założyciela parku, którym jest nikt
inni jak sławny Romulus Whitaker, który jest ekspertem jeśli chodzi o węże, i z
którym kontaktują się stacje telewizyjne typu Discovery Channel, kiedy chcą
zrealizować program o tych zwierzętach.
No i oczywiście
codziennie chodziliśmy na plażę, która była 100m dalej, i po raz pierwszy
kąpałam się w Zatoce Bengalskiej, woda była paskudnie słona, i były bardzo duże
fale wieczorami, przez które próbowaliśmy skakać, i zbierałam muszelki, i
chłopacy grali we frisbee i w krykieta i mimo że całkiem gorąco i powietrze
było dość wilgotne, było super.
Podsumowując:
Przeżyłam, to na pewno. Wcale nie boję się zwierząt mniej po pobycie w ZOO, ale
jestem bardziej świadoma ich obecności i zachowań. Było fajnie.
Poniżej wstawiam
zdjęcia (po kliknięciu można je obejrzeć w większej rozdzielczości), o życiu na Wzgórzu napiszę następnym razem, buziaki!
Ula
|
Uczyliśmy się rozpoznawać stonogi, krótkonogi i inne żyjątka znalezione w kompoście. |
|
Ramesh (Nepal/Indie) i Ahmed (Sudan) pomagają nosić kompost. |
|
Shveta (Indie) i Lianbi (Chiny) odchwaszczają grządkę z jedzeniem dla żółwi. |
|
Ty nie zawsze go zauważysz, ale on ciebie tak. W ciągu kilku sekund jest gotów wyskoczyć i znaleźć ofiarę na obiad. |
|
Małpy są wszędzie. |
|
Jaws III, jeszcze nie w całej swej okazałości. |
|
Codziennie chodziliśmy też na plażę. |
|
11. Nie przegap wschodu słońca w Indiach! |
|
Kolejny poranek spędzony na poszukiwaniu węży. |
|
Odwiedziliśmy też kompleks świątyń Mahabalipuram. |
|
Widzieliśmy kapłanów... |
|
Karmienie krokodyla. Jedyne co cię od niego dzieli to długi bambusowy kij. |
|
5 razy tyle chowa się w stawie. |