czwartek, 18 lutego 2016

Co zaskakuje w Indiach?

Wow, kiedy ja tu ostatnio pisałam?! Myślę, że jest to spowodowane moim zagubieniem się, czym miał być ten blog - czy moim dziennikiem i refleksjami z życia w Indiach, czy raczej próbą opisu Indii, ujęcia w słowa tego, czego tak naprawdę nie da się opisać? Im dłużej jestem w Indiach, tym mniej o nich wiem, czy raczej: tym mniej je rozumiem. Indie wymykają się wszelkim próbom opisu i generalizowania, które ostatecznie okazują się fałszywe, bo Indie są zbyt różnorodne i pełne wszelakich różnic, kontrastów i paradoksów, że cokolwiek tu napiszę będzie w jakimś stopniu nieprawdziwe, bo w innej części kraju tak po prostu nie jest.
Mimo wszystko, w pełni zdając sobie sprawę z bezcelowości tego wpisuję, poniżej prezentuję listę "ciekawostek" o Indiach, rzeczy, które od razu rzuciły mi się w oczy i były nie lada zaskoczeniem. Jest to trochę bardziej wysublimowana lista, zawierająca coś więcej niż wszechobecne ryksze i pikantne smaki, które też zaskakują, ale już wszyscy podróżnicy tyle o nich napisali, że szkoda mi na to czasu.



Na pierwszego/ostatniego klienta
Wiadomo – życie w Indiach łatwe nie jest i nawet tak codzienna czynność jak zakupy potrafi spowodować zawrót głowy. Jakby samo wybieranie odpowiedniego mango, butów, sari czy jakichkolwiek innych produktów nie było wystarczającym problemem, trzeba później wynegocjować cenę. Poza tym, są różne ceny dla Hindusów i obcokrajowców. W większości miejsc, gdzie kupuję sprzedawcy zawsze na początku podają mi wygórowaną bevakuf cenę, więc trzeba się kłócić. Ale spokojnie, bez nerwów, bo przecież sprzedawca też ma w tym interes. Nieraz zdarzyło mi się już odchodzić od straganu, nieusatysfakcjonowana proponowaną ceną, kiedy sprzedawca wołał za mną, zależnie od pory dnia: Zaczekaj, jesteś dziś moim pierwszym/ostatnim klientem, niech już ci będzie te 60 rupii.

Po pierwsze: bezpieczeństwo
Hindusi mają obsesję na punkcie bezpieczeństwa i kontroli. Przy wejściu do każdego sklepu czy galerii handlowej każdy obowiązkowo przechodzi kontrolę. Prześwietla się torby i sprawdza się kieszenie, tak jak na lotniskach. Nie wiem, na ile to jest pomocne, bo z moich obserwacji wynika, że te kontrole osobiste są tak niedokładne i chaotyczne, że nie stanowi większego problemu wniesienie czegoś. Mało tego, nie dość, że kontrolują cię przy wejściu do galerii handlowej, przed wejściem do każdego mniejszego sklepu czy butiku trzeba zostawić swoje torby i spacerować po sklepie najwyżej z małą torebką czy portmonetką. 

Równość?
Kobiety w Indiach zajmują pozycję znacznie niższą niż mężczyźni. Widać to między innymi we wspomnianych wyżej kontrolach bezpieczeństwa. Otóż na lotniskach, dworcach, czy przy wejściach do sklepów są oddzielne bramki dla kobiet i mężczyzn. Niech no któraś się tylko odważy przejść przez tę samą bramkę co facet!
Z drugiej strony, metro w Delhi słynie z wagonów tylko dla kobiet. Zawsze pierwszy i ostatni wagon metra przeznaczone są tylko dla kobiet, o czym informują liczne napisy. Nie znaczy to bynajmniej, że pasażerki nie mogą korzystać z innych wagonów - jak najbardziej mogą, ale dla własnego bezpieczeństwa nieraz wybierają ten pierwszy bądź ostatni.


Wegetariańska obsesja
Kolejna obsesja Hindusów: jedzenie czysto (pure) wegetariańskie. To raj dla wszystkich wegetarian, ale jako iż ja jestem mięsożercą te restauracje „pure veg” niesamowicie mnie irytują. Co mam na myśli pisząc „czysto wegetariańskie”? Cóż, to nie jest tak, że mama nałoży ci sos do ziemniaków, tylko że bez mięsa, albo że wypije się rosół – to już jest nieczyste. Wszystko co ma styczność ze zwierzętami jest nieczyste. Dlatego też używa się oddzielnych garnków i patelni, i w ogóle w restauracyjnych kuchniach jest oddzielna sekcja do przygotowywania dań wegetariańskich, gdzie żadne mięso nie ma wstępu. Kiedyś poprosiłam kolegę-wegetarianina, żeby kupił mi kurczaka z Coffee Shopu, powiedział, że ok, ale sama będę musiała go sobie przynieść, bo on nie dotnie plastikowego talerzyka, na którym kładzie się smażonego kurczaka. Albo ten sam kolega raz przez przypadek dotknął kawałka mięsa na moim talerzu – od razu musiał biec i umyć ręce, i przez resztę dnia czuł się „nieczysty”.

Indyjskie smaki
Że niby McDonald’s wszędzie taki sam? Skądże! Ten w Indiach ma lokalny posmak. Są inne burgery, np. Chicken Maharaja Mac, McAloo Tikki czy McSpicy Paneer. Jest też jedzenie wegetariańskie (tak jak np. w muzułmańskich krajach w McDonaldach podaje się koszerne jedzenie), np.  McVeggie czy Spicy Paneer Wrap. Te wersje indyjskie są dość pikantne i rzeczywiście mają indyjski posmak. Zatem jeśli zdarzy Wam się być w Indiach tylko przez chwilę, np. podczas przesiadki na lotnisku w Delhi, zawsze możecie zasmakować Indii w "lokalnym" McDonaldzie. Podobnie rzecz się ma z KFC czy innymi fast foodami. Ach, warto też wspomnieć przy okazji, że Cola smakuje w Indiach inaczej, jest znacznie bardziej słodka niż np. ta w Polsce.

Picie w Indiach
Hindusi mają bardzo specyficzny sposób picia napojów w butelce: piją nie dotykając ustami butelki! Spróbujcie sami, mokre ubrania gwarantowane. Jednak na pewno jest to bardziej higieniczne, zwłaszcza jeśli dzieli się butelkę wody z wieloma osobami. Ja jeszcze nie umiem pić w stylu indyjskim, może się nauczę do czasu zanim opuszczę ten kraj.


Wszystkie odmiany ryżu
Podobno jest na świecie około 40 000 odmian ryżu. W samych Indiach znajdziecie ich kilkaset bądź kilka tysięcy, Wikipedia ma nawet oddzielną sekcję, gdzie wypisane są odmiany ryżu typowe w poszczególnych stanach Indii.  Każda odmiana smakuje inaczej i ma inne korzyści dla naszego zdrowia. Co więcej, niektóre dania wymagają specjalnych odmian ryżu: indyjska matka nie przygotuje przecież pulao z tej samej odmiany ryżu używanej do przyotowywania bryiani. To dość ciekawe, zwłaszcza że w Polsce mamy zwykle tylko biały ryż i ten brązowy, który pojawił się w sklepach zaledwie kilka lat temu.

Ogłoszenia parafialne
… a właściwie matrymonialne. W gazetach można znaleźć całe strony z ogłoszeniami matrymonialnymi, pisanymi zwykle przez zdesperowane matki, próbujące znaleźć żony swoim synom. W przeciwieństwie do naszych wyobrażeń, nie zawierają one opisu cech charakteru kandydata, lecz zawierają informacje na temat zarobków, pozycji w systemie kastowym, koloru skóry (im jaśniejsza tym lepiej), pracy rodziców czy religii. Sekcja z ogłoszeniami podzielona jest nie tylko na te dla tych szukających żony bądź męża, ale także ze względu na kastę, religię, czy też z ogłoszeniami od wdowców/wdów. TUTAJ jest artykuł prezentujący ogłoszenia matrymonialne z różnych gazet, które są po prostu zbyt śmieszne, by były prawdziwe.

Po ponad roku można się przyzwyczaić do wszystkich tych dziwności, do jeżdżenia po lewej stronie, do jedzenia łyżką i widelcem, obecnych wszędzie tłumów, tak, że nawet nie zwraca się na to uwagi, a przejście na drugą stronę ulicy nie jest już takim wyzwaniem.

Pozdrowienia!

Obserwatorzy