poniedziałek, 8 grudnia 2014

Pozdrowienia ze Wzgórza





Pozdrowienia z MUWCI. To miejsce, gdzie możesz rozwijać się na każdej płaszczyźnie. Chcesz uczyć się języka urdu czy chińskiego? Proszę bardzo, zajęcia prowadzą sami native speakerzy. Interesuje cię gra na tabli lub sitarze? Jak najbardziej, szkoła oferuje takie lekcje. Skrycie marzysz, żeby tańczyć jak w filmach Bollywood? Albo wyreżyserować własną sztukę, tworzyć mapy czy organizować wyprawy na lodowce? Tu masz taką możliwość. Jeszcze nie wiesz, co lubisz robić? Możesz spróbować wszystkiego z szerokiej gamy zajęć pozalekcyjnych i triveni. Mahindra to miejsce, które stwarza warunki do rozwoju nie tylko uczniów, ale też nauczycieli. Tak więc mamy nauczyciela filozofii, który zajmuje się recyklingiem i kreatywnym przetwarzaniem odpadów, matematyka, który dokumentuje gatunki motyli obecne w rezerwacie wokół szkoły czy nauczyciela ekonomii, który prowadzi szkolną straż pożarną i organizuje wyprawy górskie.

Pozdrowienia ze Wzgórza. Zmoknij podczas monsunowego deszczu, który może trwać 20 sekund albo 2 godziny. Zapomnij o czystych paznokciach. Przyzwyczaj się, że łazienkę należy dzielić z żabą. Albo dwiema. Wszędzie chodź w klapkach. Albo boso. Naucz się jeść rękami. Zrób sobie kolczyk w nosie. Powieś światełka choinkowe na ścianie w swoim pokoju. Odwiedzaj przyjaciół o północy, żeby zaśpiewać im „sto lat”. Gotuj magii o 2 nad ranem. Zobacz dwie spadające gwiazdy jednej nocy. Nigdy nie przegap lunchu we wtorki. Machaj rękami wokół głowy, kiedy się z kimś zgadzasz. Nie pij czaju w plastikowych kubeczkach. Uważaj na schodach do domku na drzewie. Mów: namaste, thik – hai, chalo.

Pozdrowienia z Indii. Tu wszystko jest możliwe. Zobacz słońce zachodzące nad Ghatami Zachodnimi. Obserwuj egzotyczne gatunki roślin i zwierząt w lesie deszczowym. Skacz do wodospadów. Zjedz lichi prosto z drzewa. Pomóż okolicznym rolnikom w uprawie ryżu. Kup swoje pierwsze sari. Przejedź się rikszą. Zobacz krowy w centrum miasta. Spędź 2 dni w pociągu, podróżując na drugi koniec tego ogromnego kraju. Nurkuj w Oceanie Indyjskim. Odwiedź plantację herbaty. Pamiętaj, żeby zdjąć buty przed wejściem do hinduistycznej świątyni. Naucz się karmić krokodyle. Zrób oryginalną biżuterię z bambusa. Wspinaj się w Himalajach. Wejdź na lodowiec.

Podróżuj. Śnij. Odkrywaj. (M. Twain)

(tekst napisany i wysłany do Towarzystwa Szkół Zjednoczonego Świata w Polsce)



czwartek, 4 grudnia 2014

MUWCI Fest, FRO, kanion i.. śnieg!



Niedawno mieliśmy w szkole MUWCI Fest, czyli wydarzenie charytatywne, organizowane przez Community Fund, które zbiera pieniądze na potrzeby członków naszej szkolnej społeczności, głównie pracowników pochodzących z okolicznych wiosek, którzy czasami mogą mieć problemy finansowe (wypadek, nagła choroba kogoś w rodzinie, etc.). MUWCI Fest to trochę taki bal charytatywny (Janek mówi, ze to festyn parafialny). Były różne koncerty przygotowane przez uczniów, pojedynek rapowy (nauczyciel vs. uczeń), ciastka, napoje i jedzenie przygotowane i sprzedawane przez uczniów i nauczycieli, aukcje i loteria.  Losy kosztowały 10 Rs. każdy, więc były kupowane masowo, także dla naszych Christmas buddies. Do wygrania były kupony na Farmers’ Market, który odbywa się w każdy piątek, bony do Dukaana, czyli szkolnego sklepiku, 50 jajek z cafeterii (osoba, która to wygrała powinna upiec ciasto dla wszystkich), „kilometry” do przejechania szkolnym jeepem, vouchery do Dorabjee’s, super długa kanapka z Subway, pizza z Domino’s, babeczki upieczone przez jedną z nauczycielek, kolacja i pokaz filmu w domu nauczyciela, itd.
Na MUWCI Fest trzeba było się przebrać, a tematem przewodnim były postacie z filmów, książek, seriali, itd. Ja i Mancy (Indie) miałyśmy być Minnie i Micky, ale tego dnia pojechałam rowerem do Paud i wróciłam dość późno, więc nie udało mi się znaleźć różowej ani czerwonej sukienki...

Ja, Sreyo i Sara, czyli nasz pokój.Brakująca twarz to Meghna, która gdzieś się zapodziała.
Na aukcjach można było wylicytować m.in. kolację dla 8 osób u Pelhama (dyrektora), składającą się z 4 dań + 2 drinków (cena wywoławcza: 10 000 Rs.), śniadanie marokańskie (przygotowane przez Aidę z Maroka) czy masaż (ogólnie było dużo obiadów czy kolacji do wygrania, m.in. hiszpańskie, meksykańskie, wietnamskie, tajskie, etc.). Niektóre osoby wystawiły samych siebie na sprzedaż jako „niewolników”, potem możesz takiej osobie rozkazać wszystko i ona musi to zrobić (obowiązuje przez jeden wybrany dzień), np. kazać jej posprzątać cały pokój, powyciągać pajęczyny, zrobić pranie, nosić cię na rękach przez cały dzień – wszystko, co ci przyjdzie do głowy.

Mamy też FRO, czyli meldowanie się na tzw. pobyt stały lub tymczasowy. Jako iż Indie to kraj ogromnej biurokracji, miałam już 3 FRO. Za pierwszym razem pojechaliśmy do Pune (to było całkiem fajne, ludzie, z którymi jechałam byli naprawdę super, prawie całą drogę śpiewaliśmy, a potem pojechaliśmy na pizzę), następnie trzeba było się zameldować na policji w Paud (w pewnej chwili szkoła zmądrzała i zamiast wszystkich uczniów wozić do Paud, zaprosiła policjanta do szkoły, co znacznie ułatwiło proces, jeśli udało ci się załapać na spotkanie z policjantem w szkole), i, wreszcie, kolejny raz do Pune, który trwał naprawdę długo (cały dzień), bo byliśmy dość dużą grupą (bus + jeep) i kilka godzin musieliśmy czekać na zewnątrz, siedząc lub leżąc na trawie, gdzie mieszkają komary, które przenoszą gorączkę Denga. Właśnie mamy w szkole kilka jej przypadków, więc cały campus został czymś spryskany, ale to i tak najprawdopodobniej komary z trawnika przed FRO… To FRO było trochę jak przedszkole, najpierw cały ranek czekaliśmy na jakiegoś super ważnego urzędasa, z którym mieliśmy się spotkać, potem pozwolono nam jechać gdzieś na lunch, a kiedy już wróciliśmy i znowu musieliśmy czekać, wszyscy zasnęli na trawie… Potem podpisaliśmy jakieś dokumenty, odzyskaliśmy paszporty i mogliśmy wracać (po drodze zepsuł się bus i musieli podstawić nowy; ja tym razem jechałam jeepem i ktoś się z nami zderzył z tyłu… takie atrakcje). Zatem mam już spokój z FRO, do czasu następnego wjazdu do Indii, kiedy całą procedurę trzeba będzie powtarzać od początku…

Pecha mieli ci, którzy na FRO musieli jechać w sobotę i spóźnili się na MUWCI Fest. Nasi latinos: Adolfo (Kolumbia), Jorge (Hiszpania), Daniellah (Meksyk).

Jako iż do przerwy zimowej został tydzień (!!!) i trwa wielkie odliczanie w przerwach pomiędzy testami i prezentacjami i całym tym zamieszaniem związanym z końcem semestru, w wolnym czasie dekorujemy nasz domek. Fanny (Norwegia) kupiła czerwone lampki i powiesiła je wokół lustra w łazience, a ja zrobiłam niespodziankę mojej koleżance z pokoju, która jest z Bangladeszu i nigdy nie widziała śniegu, więc powycinałam płatki śniegu z papieru i przykleiłam do okna, kiedy miała zajęcia, zostawiając notkę, że mam nadzieję, że kiedyś zobaczy śnieg. 



Jako iż jestem w Expedition Leadership Service w ostatni weekend zorganizowaliśmy „musical hike”, czyli wyprawę do kanionu, której tematem przewodnim była muzyka. Zgłosiło się naprawdę dużo osób, bo aż 80, i mniej więcej tylko połowa z nich mogła zostać na noc ze względu na ograniczoną ilość miejsc w namiotach (ale i tak wszyscy spali na zewnątrz). Ja byłam w grupie wracającej na noc na campus, ale przy ogniskach, piosenkach z gitarami i ukulele, naprawdę nie chciało się wracać, było pięknie. Stwierdziliśmy, że musimy takie rzeczy organizować częściej.


Obserwatorzy