piątek, 21 listopada 2014

Hindi - pierwsza próba

 
Filmik stworzony przez nauczycieli na przywitanie rocznika 2013-2014, od tego czasu kilku nauczycieli doszło, kilku odeszło, ale większość jest taka sama. W 1:35 jest Harendra, mój nauczyciel hindi, 1:45 to Pelham, dyrektor szkoły, 2:50 to Arvin, który uczy ekonomii, zajmuje się też całą Outdoor Education & Adventure, 3:05 to Liam od filozofii, 3:50 to Ainhoa i Paola, które uczą hiszpańskiego i literatury hiszpańskiej. W roli głównej Henning, taki szalony nauczyciel, który mnie akurat nie uczy.

Namaste!
Od kilku dni zamiast 5, w moim pokoju mieszkają już 4 osoby, a to dlatego, że moja koleżanka nie jest już ze swoim chłopakiem. Upiekłam jej ciasto.

Dziś mieliśmy homestay gratitude evening, czyli wieczór wdzięczności, na który zaprosiliśmy na campus rodziny z okolicznych wiosek, które gościły nas podczas homestay. Było naprawdę miło, mieliśmy jakieś gry i zabawy, potem było krótkie show, potem kolacja i czas na rozmowę z "naszą" rodziną i ofiarowanie prezentu, jeśli ktoś przygotował.

Na hindi zaczęliśmy uczyć się devanagari, czy pisania tych dziwnych znaczków. Jest ich około 40, zasada chyba podobna jak przy czytaniu po rosyjsku. Te 40 to nic w porównaniu z 40 000 znaków w chińskim, zatem język hindi powinien wydawać się śmiesznie prosty, ale, ha, tu zaczyna się zabawa. Mają pary, ba, grupy liter, które brzmią dokładnie tak samo, jednak są różnymi literami i inaczej je się pisze. Moje ucho, które przez 18 lat zdążyło przywyknąć do pewnych dźwięków, wciąż nie potrafi rozróżnić między "t" "zębowym", a tym wymawianym jako "spółgłoska z retrofleksją". Mało tego, żeby wywołać jeszcze większą konfuzję mają w hindi nie tylko dźwięk "t", ale też ten zapisywany jako "th". Oba pomnóż x2, bo mogą być zębowe albo z retrofleksją. Otrzymasz 4 dźwięki, które brzmią IDENTYCZNIE, jednak są zupełnie różnymi literami, z których każdą zapisujesz inaczej. Podobnie z samogłoskami, jest np. "a" i "aa", to drugie wymawia się troszkę dłużej, ale niewprawione ucho i tak nie usłyszy różnicy.
>Tu<  nagranie na youtube, jeśli kilka razy słyszycie ten sam dźwięk, wiedzcie, że to NIE JEST ten sam dźwiek.
Sounds like fun.


Ostatnio na hiszpańskim mieliśmy temat migracji. To ciekawe, że nikt w mojej grupie (oprócz mnie) nie czuje się imigrantem w Indiach, wszyscy planują stąd wyjechać, jednak ja uważam, że mimo wszystko, przez te 2 lata tutaj jesteśmy imigrantami, mamy nawet papiery z FRO.


Zaczyna się już powoli odliczanie dni do powrotu do domu (domu?). Przerwa świąteczna zaczyna się już za 20 dni!!!

Wczoraj nasi Meksykanie na kampusie zorganizowali sesję informacyjną związaną z ostatnimi wydarzeniami w Meksyku i zaginięciem 43 studentów. Sytuacja jest naprawdę napięta i jedynym rozwiązaniem wydaje się być rewolucja.


Poza tym, ten weekend będzie dość pracowity, muszę napisać przemowę na angielski, napisać esej z filozofii i wypracowanie z hiszpańskiego, i może wreszcie uda mi się napisać relację z mojego pobytu tutaj na polską stronę UWC. Zamierzam też podnieść moje umiejętności kulinarne, a konkretnie pieczenia, i tak: w niedzielę mamy house dinner, czyli kolację dziewczyn z naszego pokoju z dziewczynami z pokoju obok w naszym domku, we wtorek mamy adviser dinner, a w następną sobotę jest MUWCI Fest, więc też może coś upiekę. Aha, i muszę jeszcze zrobić ciasto dla chłopaków, którzy pomogą przestawić mi meble w moim "kąciku", stwierdziłam, że mam za mało miejsca i wszystko leży na biurku, więc potrzebna mi dodatkowa szafka, ale żeby ją wnieść muszę przestawić pozostałe meble...

Co to jest adviser group?
Każdy uczeń MUWCI ma swojego "doradcę", czyli takiego jakby wychowawcę, do którego powinien zwracać się w pierwszej kolejności jeśli ma jakieś problemy. Moim jest Aparna, która, tak się składa, uczy też psychologii. Nie, nie mamy indywidualnych spotkań, spotykamy się w każdy wtorek w domu Aparny o 21 zamiast check-in'u z naszym advisorem i naszą grupką. W mojej jestem ja, Fanny (Norwegia), Arti, Saket i Soham (Indie) - pierwszoroczni, i drugoroczni: Maya (Singapur), Tapiwa (Zimbabwe), Lam (Wietnam/Finlandia) i Ritwika (Indie). Krótko mówiąc: mamy najlepszą grupkę ever! Naprawdę, niektóre grupy chodzą we wtorki o 21 i tylko się meldują, my zaś zawsze mamy jedzenie (sami je przygotowujemy!) i gadamy co najmniej przez godzinę! Jako iż w ostatni wtorek się nie spotkaliśmy, bo pierwszoroczni mieli spotkanie z Pelhamem, w ten wtorek musimy to nadrobić, więc organizujemy full wypas kolację, gdzie będzie mnóstwo jedzenia, a może nawet grill, w ogrodzie u Aparny. Niesamowicie się cieszę, że jestem w jej grupie, jest naprawdę świetna i atmosfera jest zawsze miła, inne grupy nam zazdroszczą.

W ogóle gotowanie w MUWCI to gotowanie, które weszło na zupełnie inny poziom, tak prosty, że aż się dziwię, że sama na to nie wpadłam. Nie ma tu kuchennych anytalentów. Jedzenie w MUWCI:
-maggi (maggi tu się gotuje, nie tylko zalewa gorącą wodą; level hard: możesz dodać ser lub dodatkowe przyprawy);
-deser: pokrojone owoce + kawałki czekolady + (opcjonalnie) pokruszone ciastka, wkładasz do mikrofalówki, potem tylko mieszasz;
-deser2: musli prażone na patelni z nutellą;
-("mój" wynalazek) ciasto w kubku, pieczone w mikrofalówce przez 5 minut, zrobione bez przepisu, po prostu wymieszałam wszystkie składniki i DAŁO SIĘ ZJEŚĆ! Życiowy sukces kulinarny.

To przypomniało mi o polskiej czekoladzie; tutejsza jest mega droga  i smakuje jak metal, a zagraniczne kosztują ponad 600 rupii (ponad 30zł/tabliczka!). Za to mają dobre owoce :)
Pozdrowienia z Indii!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy