piątek, 27 lutego 2015

Życie w MUWCI

 Oprócz standardowych atrakcji, jakie zapewnia nam IB, typo IAs, FOAs, TOK presentation i inne, ostatnio dorzucono nam jeszcze jedną, czyli EE (extended essay). Już musieliśmy wybrać sobie tutora z nauczycieli w naszej szkole i określić temat, na który chcemy pisać. Jako iż czasami bywam zbyt ambitna, i siódemki z wypracowań z hiszpańskiego chyba przekonały mnie, że umiem pisać w tym języku (sic!), wpadłam na szalony pomysł napisania EE z hiszpańskiego. Chcę pisać coś o języku, np. różnice między hiszpańskim używanym w Hiszpanii a tym używanym w niektórych krajach Ameryki Południowej, albo coś o rozwoju języka, albo o wpływie angielskiego na hiszpański czy vice versa. Jeszcze sama nie wiem. Ale zaczynam żałować trochę mojej decyzji, bo o ile potrafię napisać wypracowanie w klasie, to całkiem poważna praca naukowa na 4000 słów, jaką jest EE, chyba nie będzie taka prosta do napisania...

Poranek w dolinie/Kolban Valley
Ostatnio wybrałam się rowerem do Tikona Fort, czyli fortu niedaleko szkoły. "Niedaleko", czyli w sumie przejechałam rowerem ponad 50km, pobijając tym samym mój własny rekord. Jechałam ja oraz Ian (Kenia) i Srini (Indie/Dubaj), jedni z najbardziej serdecznych ludzi na campusie. W dodatku mają świra na punkcie rowerów (Srini niemal żyje na rowerze, zobaczcie sobie jego zdjęcia na FB, 98% zdjęć jest z rowerem), a jako iż ja lubię takich pozytywnie zakręconych ludzi, całkiem dobrze się z nimi dogaduję Prawie umarłam, w dodatku było niesamowicie gorąco, ale było fajnie i jestem z siebie mega dumna, że przeżyłam. To miało być w ramach treningu przed naszym rowerowym exeatem, podczas którego planowaliśmy przejechać rowerami z campusu na wybrzeże (to bliższe).

Mapa i profil wysokościowy. Jadąc do fortu trochę skróciliśmy sobie drogę i zamiast zjechać tradycyjną drogą ze Wzgórza, wybraliśmy tzw. Gomukh Trail, czyli zupełny off-road, bardzo z górki, ale pozwala oszczędzić ok. 6-7km jazdy. (jakiś czas temat jedna nauczycielka złamała tam sobie nogę, zjeżdżając rowerem)

Srini, Ian i ja, już na forcie.

Jest też całkiem ładny widok na Tungi Fort, czyli kolejny fort, na który wkrótce zamierzam się wybrać (to ta spiczasta górka).

Ian i Srini, w tle Tikona Fort, na który się wspięliśmy.

Takie atrakcje po drodze...




 Na zdjęciu od lewej: Ada i Janek (Polska!), Attul (Indie), Henok (Etiopia), Meytar (Izrael), Sreyo (Bangladesz, moja koleżanka  z pokoju!), Toin (Kambodża), Atul (Indie).
W styczniu przyszły też nasze szkolne bluzy. To zresztą też była dość duża afera. Najpierw ogłoszono konkurs, na który można było przesyłać projekty wzorów na bluzie, następnie odbyło się głosowanie. Wygrała bluza, która z tyłu ma wizerunek słonia. I powstała dość duża dyskusja, że przecież słoń nie reprezentuje MUWCI, a Indie i w dodatku jest to dość stereotypowe, bo większość z nas, którzy przyjechaliśmy z innych krajów, nie widziała słonia  w Indiach... Było mnóstwo innych argumentów przeciw, ostatecznie jednak zamówiono bluzy z tym wzorem i kto chciał mógł sobie kupić. Jako iż "nie ogarnęłam" i nie zamówiłam w porę, nie mam bluzy z MUWCI, trudno, kupię za rok. Aha, wszystko oczywiście organizują uczniowie, nauczyciele też mogą kupić sobie bluzy, ale wszystko jest przygotowywane przez uczniów.

Zakończył się też właśnie sezon teatralny, podczas którego wystawianych było kilka sztuk, wszystkie na niesamowicie wysokim poziomie. Większość przygotowywana w całości przez uczniów, tzn. na początku trzeba znaleźć/napisać scenariusz, musi on zostać zaakceptowany, dostaje się od szkoły określony budżet, organizuje się przesłuchania, potem próby, przygotowuje się plakat i ostatecznie wystawia się sztukę. Jest to całkiem poważne przedsięwzięcie, każdy ma określona rolę, są aktorzy, reżyser, producent, ktoś od kostiumów i makijaży itp., a przedstawienie może potem zostać sfilmowane przez szkolny klub filmowy. W dodatku przedstawienie może odbywać się w dowolnej lokalizacji, np. w sali taneczno-teatralnej, na auli, na schodach niedaleko biblioteki, w basenie, w biodome, wszędzie, było też jedno przedstawienie z kilkoma lokalizacjami i musieliśmy chodzić z jednego miejsca na drugie. Najbardziej podobało mi się "Die Welle" (niem. Fala), wyreżyserowanie przez Sonię z Niemiec, było niesamowite, historia oparta jest na filmie o tym samym tytule, koniecznie muszę obejrzeć. Świetna była też sztuka jednego nauczyciela, Oscara, oparta na historii z mitologi indyjskiej.Ponieważ Oskar pasjonuje się użyciem światła i dźwięku, efekty były bajeczne! Sztuka, której nie zrozumiałam? "Ścieżka", reżyserowana przez Niklasa (Niemcy) i Garimę (Indie). Wyszłam zupełnie skonfundowana, nie byłam nawet pewna, czy to już koniec, nic nie zrozumiałam. Jednak potem wszczęłam małe śledztwo, które bardziej pozwoliło mi zrozumieć cały proces i teraz Niklas i Garima mają cały mój szacunek za to, co zrobili. Otóż w tej sztuce nie było żadnego scenariusza, aktorzy (4 osoby) zostały poproszone o przedstawienie dowolnej historii, każdy innej, mogli przedstawić cokolwiek, rolą reżyserów było pomóc im w tym. Historie były zupełnie ze sobą niepowiązane i być może dlatego niezrozumiane. Teraz stwierdzam, że to przedstawienie było bardziej dla nich, dla aktorów, niż dla nas. I może wcale nie mieliśmy go zrozumieć.
Plakat "Die Welle". Jak dla mnie - najlepsza sztuka. Nie było tam ani jednej kiepskiej roli.
Aktorzy, którzy przedstawiali tradycyjną historię chińską "Butterfly Lovers",

Poza tym, mamy też nowy coffee shop na campusie, stary został zupełnie odnowiony, nawet zmienił nazwę i nazywa się Delicious. Jest otwarty dłużej i sprzedaje więcej zdrowej i świeżej żywności, więc zmiana jest na lepsze.
Piszę też pracę na filozofię na temat "czy to gówno jest sztuką?", czyli o antysztuce. Poza tym, skończyłam pracę z matmy (tym razem o tym, czy podróżowanie wpływa na znajomość języków obcych i wyniki w szkole - nie za bardzo) i wkrótce mam egzaminy próbne, nie wiem, jak mi pójdą, chyba w tym roku nie zdam matury :(
Chociaż nie wiem, jakiś czas temu dostaliśmy nasze oceny semestralne i chyba idzie mi nie najgorzej, tzn. mam więcej niż 50%, więc maturę powinnam zdać (mimo że mam tylko "B" za wysiłek z niektórych przedmiotów, czyli się nie przykładam).

Pozdrowienia, zaczyna być w Indiach gorąco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy