poniedziałek, 12 stycznia 2015

Droga na przełęcz: Co ja tu robię?

19/12/2014, Upper Pisang
To był dość ciężki dzień, praktycznie cały czas brnęliśmy w śniegu, który w dodatku był dość miękki, więc łatwo wpadaliśmy w zaspy, nasze buty były pełne śniegu, w dodatku ja przemoczyłam moje, więc paskudnie. O, poza tym miałam już odciski, więc zaczęłam je obklejać taśmą - okropnie, po 1,5 dnia chodzenia! Wysokość: 3400m, wchodzenie pod górę było paskudne, czułam się, jakbym miała zaraz zemdleć. Potem dotarliśmy do hotelu, który prowadzi krewny naszego portera, więc chyba mamy jakieś zniżki. W kranach nie ma ciepłej wody, zimna zamarza, jedyna szansa umycia się to prysznic "z wiaderka". Kupiłam więc wiadro gorącej wody (100 rupii), bo musiałam się umyć, jednak 1 wiadro to za dużo jak na 1 osobę, można to z kimś podzielić, w każdym razie podmyłam się trochę, umyłam twarz, czułam się w miarę czysta, nawet nie było już brudu za paznokciami, udało mi się też zrobić przepierkę moich rzeczy (tzn. zanurzyć je w wodzie i wykręcić, nie miałam żadnego proszku do prania). Potem siedzieliśmy w schronisku wokół pieca, moje pranie suszyło się nad piecem, i gadaliśmy. Był też David z Holandii.
Tak dziś wygląda krajobraz.

Z dziennika:
Śnieg jest okropny, jest go naprawdę dużo, być może tak dużo, że nie będzie się dało przejść na drugą stronę przełęczy Thorung La, jak ci wszyscy wracający ludzie, których spotykamy po drodze. Naprawdę mam nadzieję, że uda nam się pokonać przełęcz!!! Widzimy też masyw Annapurny II, to ponad 8000m, teraz jesteśmy ponad 3000m, jesteśmy tak blisko Annapurny, że te 5000m różnicy wydaje się naprawdę dziwne.

Ben i Annapurna II
Widzieliśmy też drzewa bez liści, tak jak w Polsce zimą, stwierdziłam, że taki widok potrafią docenić tylko ci, którzy dorastali w miejscu, gdzie drzewa gubią liście na zimę.

Takich mostów mieliśmy kilka po drodze.
Kolejnego dnia szliśmy do Ghyaru (czytaj jak Garou), droga dość stroma i prawie cały czas pod górkę. W Ghyaru mieszkamy u gościa, który nazywa się Raju i który całe życie spędził nie opuszczając swojej wioski. Fajny gość. Tuż po przybyciu zamówiliśmy lunch, zostawiliśmy plecaki i zaczęliśmy wspinać się do stupy, która była powyżej wioski, jednak Arvin zawrócił mnie, Sarę i Andresa w 1/3 drogi, bo mieliśmy zbyt dużo śniegu w butach... Siedziałam potem z Raju w kuchni, zaprzyjaźniliśmy się na tyle, że dał mi do spróbowania mięso jaka. Było bardzo suche, tak, że ledwo dało się je przeżuwać. Miało dziwny smak, może dlatego, że od dawna nie jadłam żadnego mięsa. I widziałam jak robi się pierożki momo.


Polacy są wszędzie / oznaczenia szlaku wokół Annapurny

Z dziennika:
Rzeczy do spróbowania/kupienia:
-mięso jaka (już odhaczone)
-mleko jaka
-szal z wełny jaka

Byliśmy zupełnie nieprzygotowani na tyle śniegu, Arvin, który robi ten trek 3. raz z rzędu mówi, że nigdy nie było tyle śniegu, może tylko na przełęczy, ale nie tak nisko jak jesteśmy teraz. Zatem następny poranek spędziliśmy, ucząc się jak robić buty śniegowe czy takie jakby ochraniacze z plastikowych reklamówek. Owinęłam też moje stopy w plastikowe torebki, poprzedniego dnia wszystko było zupełnie mokre, a buty wciąż jeszcze nie wyschły. W nocy wszyscy w moim pokoju po kolei sikaliśmy. Najpierw Andres, potem Dang i na końcu ja. To było straszne - wychodzić w środku nocy z ciepłego (w miarę) śpiwora i schodzić do toalety na dół. Za każdym razem kiedy sikam w Nepalu jest tak zimno, że moje siki parują :D Ten dzień ma być dość łatwy, tzn. płaski. Arvin zabrał też tych, których wczoraj zawrócił, znowu do stupy, czułam się dość zmęczona i początkowo nie chciałam iść, ale ostatecznie wspięłam się tam, co mnie prawie zabiło. Widzieliśmy też lawinę schodzącą z Annapurny II, niesamowite zjawisko, lawina schodząca z kilku tysięcy metrów. Widząc to myśleliśmy sobie, wow, to coś, co widzi się tylko raz w życiu, a pół godziny później, jedząc lunch już z powrotem w Ghyaru, widzieliśmy drugą lawinę!!! Po lunchu poszliśmy do Nawal, dojście zajęło nam 2,5h, normalnie zajmuje 1,5h... Znów było bardzo dużo śniegu i dość ślisko, do wioski wchodziliśmy jak już było ciemno, musieliśmy wyjąć latarki. Jedzenie powoli staje się coraz droższe (im wyżej, tym drożej, w sumie nawet się nie dziwię, nie ma tu żadnych dróg, wszystko trzeba przynosić na plecach...), np. momo kosztują 400 rupii, w Katmandu to było 110 rupii...
Prawie pionowo w górę.

Himalayan nationalism, w tle Annapurna II, którą mieliśmy okazję oglądać chyba z każdej strony.

Ghyaru

Z dziennika:
Jestem naprawdę przerażona, nie wiem, jak będę w stanie wspinać się wyżej czy nawet wejść na Thorung La, która podobno jest 10 razy trudniejsza, bardziej wymagająca i męcząca niż droga to takiej np. stupy. Mimo wszystko, pobiłam mój rekord wysokości, stupa była ok. 4000m n.p.m., jeśli nie wyżej.
Dziś chodziłam w plastikowych reklamówkach w butach, jednak trochę mam mokre skarpety, nie tak bardzo jak wczoraj, ale mimo wszystko mokre. Są w nich też dziury od suszenia w pobliżu ognia/pieca. Jest dość zimno, a ma być gorzej. Ja jakoś żyję, ale Sara z Wenezueli ma na sobie wszystkie ubrania i wciąż jest jej zimno, właśnie zaszyła się w pokoju pod kocem. (...) Prawie już zapomniałam już, jak to jest palić w piecu. O, i po drodze widzieliśmy na jakimś mega stromym zboczu jakieś szalone zwierzęta, jakieś jaki, kozice górskie, sama nie wiem. Te miejsca są zupełnie niezwykłe, da się do nich dojść tylko pieszo, nie dojeżdżają tu żadne samochody czy inne pojazdy. Jesteśmy tak daleko od tzw. cywilizacji...
To niesamowite, że jestem gdzieś w Himalajach, czasami myślę sobie, co ja tu robię? To takie szalone. Jeszcze rok temu nie przypuszczałam, że moje marzenie o Himalajach może tak szybko się ziścić, jestem tu już 2. raz! Szaleństwo. Wyobrażam sobie 8-letnią Ulę, która budzi się pewnego dnia, ma 18 lat i jest w Himalajach. To tak nierzeczywiste!
10 dni temu zaczęła się przerwa zimowa w MUWCI.
Nie mam pojęcia, jaki dziś dzień tygodnia, z moich obliczeń wynika, że niedziela, w Polsce pewnie też zaczyna się przerwa świąteczna.
Naprawdę jest zimno.

Raju (po prawej) i jego sąsiad

Od lewej: Thule (Kanada/Holandia), Arvin (Indie), Marija (Macedonia), Ben (Kanada) i  Dang (Kambodża) w prowizorycznych butach śniegowych.

Stupa powyżej Ghyaru. Ci, którzy szli na przedzie wydeptywali nam drogę w śniegu.
cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy